Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/139

Ta strona została skorygowana.

Piękny komiwojażer, bynajmniej nie pysznił się swoją rolą, i z wyrachowania, postarał się jak najmniej zwracać na siebie uwagę.
Krył się więc, jak tylko mógł, w potrójnym rzędzie, który stanowił orszak.
Józef Włosko szedł na samym końcu, nadsłuchując uwag, których nie szczędzono umyślnie pod adresem Garbuski i świadczących o ogólnym wstręcie, jaki budziła swą osobą.
W kościele krótko się zatrzymano.
Wyruszono znów w drogę i po upływie trzech kwadransy przybyto na cmentarz.
Julia, wcale nie wzruszona, nie okazała też żadnego żalu, gdy grabarze opuścili trumnę do mogiły.
Oczy jej pozostały suche.
Helena prawie straciła przytomność.
Musiano ją zanieść do karety, którą Prosper zamówił, ażeby matkę z córką odwiozła po pogrzebie na ulicę Anbry.
Przełożona pensji wsiadła razem z nimi do karety.
Garbuska; przed rozkazaniem stangretowi odjechać, zamieniła kilka słów po cichu z Prosperem.
Tenże zamknął drzwiczki, pozwolił, aby mu po raz ostatni ścisnęła rękę okropna wdowa, i kareta potoczyła się.
Powoli cmentarz opróżnił się.
W końcu pozostała tam tylko pani Gebert ze swym synem.
Oboje klęczeli jeszcze przy mogile, na którą grabarze kończyli sypać ziemię.
Lucjan był bardzo blady.
Grube łzy staczały się po jego policzkach.
— Dziecko moje, jestem cała złamana — rzekła doń matka, podnosząc się — chodźmy...
— Biedny wuju, biedna Heleno! — szepnął młodzie-