Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/15

Ta strona została skorygowana.

już rzeczą zupełnie prywatną i osobistą. To już rzecz twoja i żony, ale ja ze swej strony nie stawiam żadnej przeszkody.
Tordier powtórzył:
— Chciałbym ją widzieć...
Z gardła wydarło mu się łkanie; dwie grube łzy popłynęły po chudych policzkach.
— Doprawdy — wykrzyknęła brutalnie garbuska jest też po co smucić to dziecko, sprowadzające do pokoju chorego z przywidzenia, który się skarży dzień i noc... Odrywać ją od nauki, zabierać z pensji, ależ to byłoby głupstwo! Czas będzie o tym myśleć w przyszłym miesiącu!
Tordier westchnął głęboko.
— Do widzenia, mój przyjacielu... — powtórzy doktór.
I wyszedł z pokoju sypialnego.
— Muszę zapisać lekarstwo — rzekł do garbatej, która szła za nim i otworzyła jedne z drzwi, wychodzących na korytarz.
— Niech pan wejdzie, doktorze, do pokoju jadalnego — odparła.
Pokój jadalny był obszerny, zawalony jak i inne sprzętami, nie trzymającymi się kupy.
Wskazówka na wielkim zegarze, którego wahadło, wydawało jednostajne tik-tak, w szafce drewnianej, znaczyła dziesięć minut na dwunastą.
Kalendarz zaś do zdzierania, jeden z tych, jakie wielkie sklepy dają nabywcom, jako prezent, lub reklamę wskazywał datę:

24 maja.

Doktór położył kapelusz na dużym stole owalnym okrytym starym szalem zamiast serwety.
U okien wisiały firanki z rypsu niebieskiego, pożółkłe od starości.