Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/154

Ta strona została skorygowana.

Roncerny, która cię obdarzała najzupełniejszym zaufaniem... Tyś sama miała tylko wstęp do jej buduaru...
Pani de Roncerny, wróciwszy z teatru, złożyła klejnoty na miseczce, stojącej na kominku w jej pokoju, dokąd, powtarzam, tyś tylko wchodziła...
Nazajutrz, biorąc te kosztowności, zauważyła brak pierścionka.
Kogoż można podejrzewać o tę kradzież, jeżeli nie ciebie?
Gdy cię pytano, nie mogłaś żadną miarą zataić swego pomieszania.
— A jakże nie miałabym się zmieszać, gdy mnie o coś podobnego obwiniano? Wypytywano mnie... a więc miano co do mnie wątpliwści... a więc mnie oskarżono, a na to oskarżenie sumienie się we mnie burzyło... Zmartwienie i oburzenie odebrało mi przytomność.
— Pani de Roncerny miała pierścionek na przedstawieniu, tego jest pewna, bo nawet jedna z przyjaciółek podziwiała połysk diamentów. Gdy wróciła do mieszkania, pierścionek znikł i daremnie go szukano... Więc zapytuję powtórnie, gdzie jest ten pierścionek?
— Powtarzam panu, że nic nie wiem.
— Joanno Bertinot, źle robisz, że się upierasz przy kłamstwie!... Pogarsza położenie i tak już złe! Porzuć ten system opłakany! Przyznaj się raczej, oddaj pierścionek, a sprawiedliwość ulituje się nad twoją młodością.
— Ja nie chcę litości od sędziów, panie! — odparła Joanna Julia tonem stanowczym — ja chcę sprawiedliwości! Jakże się do podłości przyznam, gdy jestem niewinną?
— A kogoż ma sprawiedliwość dosięgnąć?
— Prawdziwego winowajcę, a mnie, która, będąc przywiązaną do swoich państwa, nie chciałabym ich skrzywdzić nawet na szpilkę. Ja jestem niewinną, panie