Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/157

Ta strona została skorygowana.

kawiczki do szuflady, a zauważywszy nazajutrz brak klejnotu, za skwapliwie poskarżyła się, nie zdając sobie sprawy z następstwa takiego oskarżenia.
Myślała, że nastraszenie zwróci jej ukradziony przedmiot i że później będzie mogła cofnąć skargę.
Dziś zrana pokojówka, zastępująca Joannę, wyjęła rękawiczki mej żony z szuflady, ażeby je ułożyć, i, składając je, znalazła w środku pierścionek.
Teraz niech pan, panie sędzio, wyobrazi sobie zmartwienie i zgryzoty pani de Roncerny!...
Ja, nie tracąc chwili czasu, przyjechałem do sądu.
Widziałem się z prokuratorem i zapewnił mnie, że od pana wyłącznie zależy naprawić złe, zrządzone naszą nieroztropnością.
Błagam więc pana sędziego, ażeby wypuścił na wolność to dziewczę, któreśmy okryli wstydem i które błagam o przebaczenie dla nas.
A zwracając się do dziewczęcia, rzekł:
— Dołożmy starań moja biedna Joanno, ażebyś zapomniała o doznanej krzywdzie, o łzach przelanych... Na zawsze będziemy twymi opiekunami, twymi przyjaciółmi. Przebacz nam!...
— O, tak... tak... Przebaczam państwu, przebaczam wam z całego serca — wyjąkała młoda dziewczyna, a twarz jej zrosiły łzy obfite. — Ale nacierpiałam się bardzo.. Ja miałam być złodziejką.
— Nie wystarcza przebaczać, trzeba jeszcze zapomnieć! — podchwycił pan de Roncerny. — Powrócisz ze mną, powrócisz z głową śmiało podniesioną, powrócisz do willi, gdzie wszyscy już wiedzą o twej niewinności.
— Nie, nie, panie hrabio — odpowiedziała Joanna żywo. — Ja już do domu pańskiego wrócić nie mogę... Zbyt przykre byłoby dla mnie wspomnienie...
— Masz słuszność, moje biedne dziecko... Ja też po-