Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/16

Ta strona została skorygowana.

Garbuska przysunęła doktorowi krzesło, postawiła przed nim kałamarz, arkusz papieru, pióro i podniosła rolety, ażeby w pokoju było trochę widniej.
— Kochana pani — wyrzekł doktór ponurym głosem — jak mi się zdaje, nie przypuszcza pani wcale, jaki jest stan męża?...
Blask dziwny, już przez nas zauważony, zapalił się znowu w czarnych źrenicach garbuski, i zapytała ona żywo:
— Czyżby Jakub był niebezpiecznie chory?
— Niebezpiecznie, tak... bardzo niebezpiecznie...
— Jednakże nie uważa pan stanu jego za rozpaczliwy?
— Doświadczam prawdziwego niepokoju... Uczynię wszystko, co zależeć będzie ode mnie, ażeby ocalić męża pani... ale nie jestem pewny dobrego rezultatu moich usiłowań... Jakub Tordier, jakkolwiek jeszcze młody względnie, bardziej zniszczony jest niżli wielu starców. Zbyt długie niezasilanie dostateczne organizmu sprowadziło ten stan krytyczny, wobec którego znajdujemy się dzisiaj...
— Cóż znowu — zawołała głosem nosowym — czy sądzi pan, że mu się nie daje dosyć jedzenia?... Sądzi pan, że mu czego brak, że mu na czym zbywa?...
— Ja ani sądzę, ani nie sądzę... ja stwierdzam tylko fakt... Słyszała pani, jak pojmuję odżywienie konieczne, niezbędne dla pana Tordier...
— Słyszałam... — odparła oschle garbata.
— Jak obecnie, trzeba opanować chorobę. Może Pan Bóg pozwoli mi to uczynić... Tordier ma dopiero lat pięćdziesiąt... Miałby on prawo w tym wieku spokojnie żyć i zakosztować dobrobytu po młodości, spędzonej całkowicie na pracy.
Lekarz, mówiąc to, umoczył pióro w atramencie i napisał receptę.
Garbata patrzyła nań wzrokiem prawie dzikim.