Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/165

Ta strona została skorygowana.

Ale jego wahanie trwało bardzo krótko.
— No, naprzód! — wyrzekł z uśmiechem.
Wszedł do bramy i szybko przeskoczył schody dwóch pięter i zadzwonił ostro do drzwi mieszkania Garbuski.
Po powrocie z sądu, przed pół godziną, wdowa po Jakubie Tordier, siedziała w kącie pokoju jadalnego, i zapatrzona w przestrzeń, myślała o wszystkim, co zaszło od dni kilku, a zwłaszcza o Prosperze Rivet.
Chwilowe oddalenie pięknego komiwojażera zasępiało ją i napełniało duszę melancholią.
Wyrwana raptownie z posępnych rozmyślań głośnym dzwonieniem, drgnęła, po czym wstawszy z krzesła, poszła otworzyć drzwi.
Na progu stał Józef Włosko, z kapeluszem w ręce kłamał się z uśmiechem.
— Czy pani wdowa Tordier? — zagadnął.
— To ja — odpowiedziała oschle. — Czego pan chce ode mnie?
— Chciałbym z panią pomówić chwil kilka.
— W imieniu czyim? — zapytała Garbuska, która tylko na wpół, uchyliła drzwi i trzymała je za klamkę gotowa zatrzasnąć je przed nosem natrętnego gościa.
Były dependent miał na ustach nowy uśmiech.
— Ależ w swoim imieniu, proszę pani — odparł.
— Jak się pan nazywasz?
— Józef Włosko.
— Ja pana nie znam.
— W istocie pani mnie nie zna, ale zawrzemy z sobą znajomość, i śmiem mniemać, że będzie pani temu wielce rada.
— Wszystko to, mój panie, są tylko słowa — o jakim interesie chcesz pan ze mną mówić? Skąd pan przychodzi do mnie?
— To dosyć trudno wytłumaczyć pani, zwłaszcza, stojąc w sieni, bo mam zaszczyt uwagę zwrócić pani, że do-