Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/171

Ta strona została skorygowana.

którego weszłaś, jako służąca... Ja chcę otóż, ażebyś mi pani użyczyła trochę swego szczęścia... O, ja wiem, że mi pani przyniesie szczęście.
Garbuska znów bać się zaczęła, słysząc, co mówi ten człowiek, którego nie znała, a który ją tak dobrze znał.
Jednakże postanowiła zataić to, czego doświadczała.
— O, tego już dosyć! — wyrzekła. — Pan mnie brał za bogatą i wyobrażał sobie, że ja będę mu mogła przyjść z pomocą w jakimś przedsięwzięciu. Omylił się pan. Ja rozporządzam zaledwie bardzo drobnymi rzeczami... bagatelą.
— Bagatelą! — zawołał Józef Włosko szyderczo. — I pani milion nazywa bagatelą.
— Milion!... To fałsz! Kłamstwo!
— Kochana pani, ja mówię zawsze to tylko, czego jestem pewien.
Julia Tordier zmarszczyła brwi.
Zaczęła grubo sobie wyrzucać nieostrożność.
Nie powinna była wpuścić do siebie tego człowieka.
Ale Włosko ciągnął dalej:
— I to więcej niż milion, kochana pani, na co się składają następujące przedsiębiorstwa pani.
I tu wyliczył wszystkie przedsiębiorstwa.
Julia Tordier zdumiona patrzyła na Józefa Włosko ze zgrozą.
Przyjaciel Prospera mówił dalej:
— Dodajmy do tego, kochana pani to, co to jeszcze pozostało do odebrania za sprzedaż fabryki Jerzemu Troublet, a wszystko to wyniesie przeszło półtora miliona.
— O, któż pan jesteś? — zapytała Garbuska, a przestrach jej był łatwiejszym do zrozumienia, aniżeli do opisania.
— Człowiekiem, którego przez całe życie prześladował pech, jak to miałem zaszczyt powiedzieć przed chwilą... Człowiekiem, który jest przekonany, że teraz, przy po-