Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/172

Ta strona została skorygowana.

mocy pani, to się zmieni, — że pani mi przyniesie szczęście.
— Ależ to szaleństwo!
— Pozwól pani, że będę sądził inaczej.
— Wreszcie dlaczego mi pan prawi te banaluki. Przypuśćmy nawet, że mój majątek dosięga tej cyfry, jaką mi pan stawiasz, czyż mnie pan masz za tak głupią, ażebym pierwszemu lepszemu, człowiekowi nieznajomemu, a za tym nic mnie nie obchodzącemu, rzucała część tego majątku... No, przecież w to pan nie wierzysz!
— I owszem, bez wątpienia, a za chwilę sama pani podzieli moje przekonanie.
Garbuska ruchem zaprotestowała energicznie.
— Zobaczy pani, zobaczy — podchwycił Józef Włosko. — Przede wszystkim winienem pani wyjawić moje życzenia... jeszcze bardzo skromne... W oko mi wpadło jedno przedsiębiorstwo przy ulicy Verrerie i drugie także przy ulicy Monturwal i Bontoi, otóż pragnę je otrzymać od pani. Mam nadzieję, że dorobię się na nich majątku a jeżeli pani chce, możemy tak, odrazu, sporządzić akt, na którym pani przyzna, że mi sprzedała te przedsiębiorstwa i otrzymała za nie pieniądze. Doda się, że ja mam je objąć niezwłocznie. Widzi pani, jak łatwą jest rzeczą uszczęśliwić kogoś, czyniąc poświęcenie, którego się nawet nie spostrzeże.
— Ten głupi żart za długo już trwa, mój panie! — zawołała Julia Tordier, czerwona ze złości. — Proszę już raz skończyć i odejść.
— Więc pani odmawia mej prośbie? — zapytał Włosko drwiąco.
— Nie chcę nawet odpowiadać na tak głupie pytanie.
— To pani ostatnie słowo?
— Moje ostatnie słowo jest takie: Wynoś się pan stąd!...
— Jeszcze chwileczkę... Bo jeszcze mam coś do powiedzenia.