Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/175

Ta strona została skorygowana.
IV.

Józef Włosko mówił z taką pewnością siebie, jak gdyby przekonany był o tym wszystkim.
Zgnębienie Garbuski dowiodło, mu, że rozumowania jego są trafne.
Julia wyciągnęła doń ręce.
— Łaski!... — wyjąkała jednocześnie głosem zagasłym.
Włosko podchwycił:
— A czy chce pani, ażebym jej powiedział, dlaczego pragnęła śmierci męża, który ją tak krępował? Otóż dlatego, że namiętność gwałtowna ogarniała pani serce, że panuje ona nad panią i całą ją pożera.
Chciała pani być wolną, zupełnie wolną, ażeby kochać bez przeszkody, pięknego komiwojażera, Prospera Rivet.
— Mój Boże, mój Boże!... wyjąkała Julia, czując, że traci przytomność.
Rzuciła tylko na mówiącego, spojrzenie pełne dzikiej nienawiści.
— O, droga pani — rzekł ze śmiechem — jakże ja czytam w myślach. — Gdyby ten nóż, który trzymam w ręku, przeszedł na chwilę do rąk pani, nie długo bym żył na tym świecie, i nowe plamy krwi okryłyby to ostrze. Ale odpędź pani te brzydkie myśli.
Śmierć moja nie tylko, byłaby dla pani nieużyteczną, ale szkodliwą. Ona by panią zgubiła. Przed przyjściem tutaj, poczyniłem pewne ostrożności... Gdybym stąd nie wyszedł żywy, prokurator, zawiadomiony przez mego najlepszego przyjaciela, przyszedłby panią zaraz odwiedzić. No, uspokój się pani i porozumiemy się... Ja pani nie grożę wcale!... Nie myślę pani szkodzić, bynajmniej!
Zguba pani nie przyniosłaby mi żadnych korzyści. Nic łatwiejszego, jak porozumieć się między sobą... Uprzedziłem pardą, że mam wyrozumiałe sumienie.