Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/181

Ta strona została skorygowana.

by papier, który go obwijał, i schował do kieszeni, mówiąc:
— Przyzna, kochana pani, że miałaby mnie za ostatniego z naiwnych, gdybym ustąpił żądaniu pani, i miałaby pani najzupełniejszą rację!
— Ależ... — wtrąciła Julia.
Przyjaciel Prospera Riveta nie pozwolił jej dokończyć.
— Czy nie rozumie pani sama, że broń, którą mam w ręku stanowi moją jedyną siłę. Gdybym jej już nie miał, kpiłaby sobie pani z oskarżenia, bo nie mógłbym go poprzeć żadnym dowodem.
Wtedy musiałbym się wyrzec szczęśliwych rezultatów naszego układu, który przecież zawarliśmy, a mamy go ukończyć jutro, o godzinie dwunastej z rana. Pani by wtedy śmiała się ze mnie i mówiłaby, że zapłaciła o dziesięć tysięcy franków za wiele.
Mówię to pani otwarcie, a nawet brutalnie, iż ja panią trzymam i wtedy dopiero puszczę, gdy nie będę miał żadnego interesu, ażeby panią trzymać.
— Słowem, jestem na łasce pana! — wyszeptała Garbuska tonem posępnym.
— Ale nie powinna się pani bać, ponieważ moje wymagania są skromne... Wiedz pani przy tym, że w każdej okoliczności mieć będzie pani ze mnie pomoc i poparcie. Jutro o dziesiątej czekać będę na panią u rejenta, a teraz racz pani mi wypłacić dziesięć tysięcy franków.
Z zaciśniętego gardła Garbuski wyrwał się głuchy ryk.
Nozdrza jej drgały.
Była to jakby pantera pod prętem żelaznym pogromcy, czuła się pokonaną, bezsilną niewolnicą.
Nagle źrenice jej zajaśniały.
— Zaczekaj pan — rzekła — pójdę po pieniądze.
— Przepraszam, przepraszam! — odrzekł żywo dawny dependent, niedowierzający. — Ma pani otworzyć ka-