Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/187

Ta strona została skorygowana.

tutaj żałują cię, szanują, kochają i pragną jedynie należeć do naprawienia tego złego, co się stało.
— Tak... tak... Joanno! — odezwały się zewsząd głosy.
I ręce wszystkich wyciągnęły się do dziewczyny.
— Dziękuję... dziękuję, moi przyjaciele — wyjąkała Joanna, a wzruszenie dławiło jej gardło.
Hrabina odezwała się:
— Chodź, Joanno.
I pociągnęła za sobą do salonu swą byłą pokojówkę, która zaledwie trzymała się na nogach.
Hrabia podążył za nimi.
Pani de Roncemy posadziła ją na krześle, sama usiadła naprzeciw niej i, trzymając ją wciąż za rękę, mówiła dalej:
— Powiedziałaś mi, Joanno, że mi przebaczasz, ale widzę, że ciągle masz do mnie urazę.
— Nie... nie, pani — odpowiedziała młoda dziewczyna, starając się wyrazić głosem spokojniejszym — ja nie mam do pani żalu, przysięgam... Pozory mnie oskarżały... pani nimi się kierowała... To mój los już taki... Jednak... przez te dwa lata, jak u pani służyłam... mogła pani przekonać się, jak zasługiwałam na zaufanie...
— I zasługujesz, moje dziecko. Pozwól mi tego dowieść.
— W jaki sposób, proszę pani?
— Oto powróciłaś znów do nas, bądź zawsze przy mnie...
Joanna schyliła głowę, nic nie odpowiedziawszy.
— Dlaczego milczysz, Joanno? — pytała dalej hrabina.
— Ponieważ ona nie chce — wtrącił pan de Roncerny. — Sama mi to oświadczyła...
— A gdybym ja bardzo ją o to prosiła.
— Sądzę, że byłoby to daremne, maja droga... Serce bywa drażliwe, łatwo to zrozumieć... Jeżeli Joanna tu przyjechała ze mną, to jedynie dlatego, ażeby okazać, że nie