Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/20

Ta strona została skorygowana.

Nagle podniosła głowę, przystąpiła do szafy ze zwierciadłem, w którym mogła się widzieć cała i przejrzała się w lustrze.
Dreszcz wstrząsnął nią od stóp do głowy.
— Ona dobrze zbudowana — wyjąkała — a ja jestem bezkształtna!... Ona młoda! a ja nią już nie jestem!... Ona pociąga do siebie, a ja od siebie odpycham!... Kiedy ona idzie, to na nią każdy patrzy... Zachwycają się nią!... Ja kiedy idę, słyszę zaraz wrzaski: „Patrzcie! idzie garbuska!“ A przecież serce moje bije tak, jak i jej, a nawet silniej... Ja umiem tak kochać!... Ja kocham tak, jak ona nigdy kochać nie będzie!...
I cóż mi z tego, że jestem bogatą?...
O! gdyby piękność kupić było można, jak drogo gotowam za nią zapłacić... Okupiłabym ją chętnie całym moim majątkiem i nie żal mi byłoby biedną być, po zapłaceniu za nią!...
Garbuska ukryła twarz w dłoniach i łzy wściekłości popłynęły z jej oczu.
Ten atak nerwowy po chwili już przeszedł.
Pani Tordier wyprostowała się, o ile jej na to pozwalała bezkształtność, odpędziła od siebie ponure myśli, które ją trapiły, wzięła receptę, położoną na stole i, wyszedłszy z pokoju, skierowała się do pokoju mężowskiego.
Chory, zobaczywszy ją wchodzącą, podniósł się z trudnością.
— Cóż powiedział doktór? — zapytał głosem słabym, ledwie zrozumiałym.
— A! powiedział, że to nic — odparła garbata.
— Nic!... — powtórzył Tordier, opadając na poduszki.
— To rzecz najwyżej kilku dni.
— Ja jednak cierpię... bardzo cierpię...
— Czegóż to dowodzi? Cierpienie jeszcze nie stanowi o niebezpieczeństwie!... A doktór jest człowiekiem bar-