Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/204

Ta strona została skorygowana.

Z lekka odsunął ręce Julii i ją całą.
— Pytała mnie pani przed chwilą — wyrzekł tonem bardzo jowialnym — czy miałem dobrą podróż, czy jestem zmęczony i czy jadłem śniadanie... Na to pani odpowiadam: Podróż mi się powiodła... Przyjechałem przed dwudziestu minutami i z kolei wprost przyszedłem do pani... Jestem zmęczony, jak człowiek, co przepędził całą noc w wagonie, nie zmrużywszy oka ani na chwilę... Nie jadłem śniadania i literalnie umieram z głodu.
— O, mój biedny Prosperze! — zawołała wdowa — czemu nie powiedziałeś mi o tym natychmiast?
— Bo pani mi nie dała na to czasu!
— To prawda! Z radości, że ciebie zobaczyłam, zapomniałam o wszystkim!... Ale szczęście, że przewidując twój powrót, przygotowałam jakie takie śniadanie, bo spodziewałam się ciebie, będąc pewną, że mnie przede wszystkim odwiedzisz. Ja również nic nie brałam do ust dziś z rana... Nie wiem, jaki mnie instynkt ostrzegał, że będę miała szczęście jeść śniadanie z moim drogim przyjacielem Prosperem... Instynkt ten mnie nie zawiódł... to też jestem szczęśliwą, szczęśliwą, bardzo szczęśliwą!
I dodała żywo:
— Nie bój się... Długo nie będziesz czekał... Wszystko już gotowe... Będziemy mieli węgorza, pasztet z truflami, szparagi; deser, wyborne wina i kawę... za pięć minut.
Mówiąc to, rozstawiła prędko na stole w jadalnym pokoju nakrycia, a za każdym razem, gdy przechodziła obok Prospera rzucała mu ogniste spojrzenie.
Na te spojrzenia młodzieniec odpowiadał uśmiechami, których znaczenie do niczego nie obowiązywało go i które nie dolewały oliwy do ognia.
— Teraz — podchwyciła Garbuska — idę do kuchni; po jedzenie... Tymczasowo muszę robić wszystko sama, nie mając chwilowo służącej, ale to dłużej nie może tak trwać... Potrzeba mi służącej... Ty mi ją wynajdziesz... Chcę ją