Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/218

Ta strona została skorygowana.

Daremnie matka usiłowała go pocieszyć; on nie był w stanie oprzeć się jak najsmutniejszym przeczuciom.
Tylko praca przynosiła mu pewną ulgę, przez odwrócenie myśli w inną stronę chwilowo.
Zresztą praca ta była konieczną, gdyż przy braku funduszów ona jedynie dawała skromne utrzymanie jemu wraz z matką.
Codzień, o godzinie ósmej zrana, Lucjan udawał się na ulicę Chanlbot, do kancelarii budowniczego, u którego był rysownikiem.
Budowniczy bardzo lubił i szanował swego pomocnika i byłby mu chętnie podwyższył płacę, ale, po świeżym krachu budowlanym, domów stawiano mało i czasy były dla budowniczych ciągle ciężkie.
Tego dnia kiedy odbywała się rozmowa między Julią Tordier i Józefem Włosko, budowniczy polecił Lucjanowi udać się do przedsiębiorcy na bulwarze Saint-Germain.
Lucjan ucieszył się z tego polecenia.
Po drodze przechodzić miał przez ulicę Anbry, spodziewał się więc, iż może w oknie spostrzeże twarzyczkę Heleny, o której powrocie na pensję nic a nic nie wiedział.
Ale go spotkał zawód.
Nie tylko okna w mieszkaniu Julii Tordier były zamknięte, ale nawet rolety były zapuszczone.
Chcąc się dowiedzieć, dlaczego się to dzieje, pomyślał o uczniu ze sklepu Troubleta, zbliżył się i zajrzał przez szyby we drzwiach.
Uczeń zawijał makaron w paczki, ale, gdy zobaczył Lucjana, dającego mu znaki, wyszedł zaraz ze sklepu.
Uścisnęli się za ręce, i chłopiec opowiedział Lucjanowi, iż panna Helena odjechała na pensję.
— Na pensję — szepnął do siebie rysownik, gdy się pożegnał z uczniem. — Jechać do Saint-Leger, ażeby się z nią zobaczyć, byłoby to daremnie. — Pani Gevignot, dbając o wszelkie względy, z pewnością nie pozwoliłaby