Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/220

Ta strona została skorygowana.

będzie dymisji, nie będzie małżeństwa — oświadczyła. — Chcę, moi drodzy rodzice, ażeby mąż mój był całkiem oddany mnie i wam.
— No, temu rozwiązaniu niepodobna odmówić logiki — rzekł budowniczy ze śmiechem.
— Logika kobieca... logika, nie mająca żadnego sensu... ale trzeba jej niestety, ustąpić...
— Otóż — mówił dalej hrabia — znasz pan naszą posiadłość Petit-Bry? nieprawdaż, byłeś pan łaskaw nieraz do nas zajrzeć.
— Znam... znam... park i wille są zachwycające...
— W parku tym chciałbym wznieść maleńki pałacyk... Widzi pan, miło byłoby jak mnie, tak i żonie, ażeby córka z zięciem mieszkała przy nas... Ale, jako człowiek doświadczony, pojmujesz pan sam, że takie pożycie zawsze prędzej czy później może nastręczyć różne niedogodności... które, zamiast zbliżyć, przeciwnie powoduje większe rozluźnienie stosunków... Jednakże jest sposób, dla pogodzenia pragnień ze względami praktyczności... Zbudujemy mały pałacyk w parku naszym. Córka i zięć będą zarazem u siebie i u nas... zupełnie swobodni, niczym nie skrępowani, chociaż wśród rodziny... Jakże się panu podoba moja myśl?
— Pod każdym względem wyborna.
— Więc nie traćmy czasu na jej urzeczywistnienie.
— I owszem. Jestem na pańskie usługi. Czy pragnie pan otrzymać jakie plany pałacyku?
— Zbyteczne... bo moja Marta sama zapragnęła dla siebie obmyślić budowę, styl i szczegóły... Wołałbym więc, ażeby pan był łaskaw zanotować sobie te jej życzenia i do nich się zastosować...
— Mam myśl! Pracuje u mnie bardzo zdolny rysownik... Lucjan Gobert... młody chłopiec, bardzo przyzwoity... Wezmę go z sobą do pana... on wysłucha, czego chce panna Marta... i zaraz nakreśli szkic odpowiedni... to bardzo zdolny człowiek...