Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/223

Ta strona została skorygowana.

Gaston, podszedłszy ku niej, dodał z uśmiechem:
— Czy pani żąda jeszcze czego ode mnie, jakiego poświęcenia? Byłbym bardzo szczęśliwy, gdyż znalazłbym przez to sposobność złożenia nowego dowodu czci i przywiązania mego.
Marta zaczerwieniła się, jak wiśnia, i odparła nie bez wzruszenia.
— Byłoby z mej strony nieładnie, narażać pana na nowe poświęcenie, gdyż pojmuję dobrze doniosłość tego, co pan już uczynił, że to poświęcenie, na jakie się pan zgodził, jest ze wszystkich największe, i za nie dziękuję panu z całego serca...
Gaston ujął za rękę swą narzeczoną i z tkliwością a zarazem z szacunkiem przycisnął ją do ust.
— To lubię! — zawołał hrabia. — Wszystko idzie dobrze odrazu. Drogie moje dzieci, macie we mnie najszczęśliwszego z ludzi i z ojców. Gaston poda się do dymisji w jak najkrótszym czasie i natychmiast wybierzemy dzień ślubu. Żądania małych panienek mają teraz nowe prawa. Cóż, zadowolona jesteś, moja panno?
— To jeszcze nie wszystko... — rzekła Marta ze śmiechem.
— A cóż pozostało jeszcze?
— A mój „Pałac wróżek“, to ojciec o nim zapomniał?
— Nie zapomniałem, bynajmniej... Gaston zna także twoją fantazję... oczywiście bardzo mu się podobała...
— Więc?
— Więc wszystko się zrobi, według twoich życzeń.
— Kiedy?
— O ile można najprędzej.
— To nie odpowiedź. Chcę wiedzieć mianowicie kiedy.
— Muszę najpierw zobaczyć się z moim budowniczym.
— To niech się ojciec z nim zobaczy...
— Muszę się z nim porozumieć.