Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/228

Ta strona została skorygowana.

Hrabia z żoną i gośćmi wyszli z willi, udali się do najwięcej cienistej części parku, dla wybrania najbardziej uroczego zakątka, o jakim marzyła Marta.
Ta zaś i Lucjan pozostali w salonie.
Młodzieniec chciał mówić.
Marta mu jednak przerwała.
— Nie trudź się pan wypytywaniem mnie — rzekła — byłaby szkoda czasu... Pan pragnąłbyś się dowiedzieć o Helenie... zaraz ci o niej opowiem.
Lucjan Gobert uczuł niezmierną radość, nieskończoną wdzięczność, ogarniającą całą jego istotę.
Marta mówiła dalej żywo:
— Jeżeli pan tu jesteś, to dzięki kombinacji, którą wymyśliłam, i z której, zapewniam pana, jestem bardzo dumną... Jabym chciała ją widzieć tak szczęśliwą, drogą Helenkę! Zdaje mi się, że zarówno pragnę mego szczęścia jak i jej. Pan ją bardzo kochasz, nieprawdaż, panie Lucjanie? Pan ją tak kochasz, jak ona zasługuje, ażeby być kochaną?...
— O! — zawołał młodzieniec z uniesieniem. — Kocham ją z całego serca, z całej mej duszy, ze wszystkich mych sił!...
— To ona tak samo pana kocha! A ja będę kochała pana jak brata, bo będziesz pan jej mężem!
Lucjan westchnął głęboko.
Westchnienie to wyrażało boleść i zniechęcenie.
Mówiło ono wyraźnie:
— Ja jej mężem?... Czyż kiedy to się ziści?...
Marta podchwyciła:
— Ja wszystko wiem, co was dotyczy... Helenka mi wszystko opowiedziała... Wiem, że jej matka, prawdziwa jędza, oboje was traktuje z nienawiścią... Wiem, co zaszło między matką pańską a panią Tordier... Jesteście względem siebie wrogami nieprzejednanymi...
— Niestety! to wielka prawda.