Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/230

Ta strona została skorygowana.

— Jakim sposobem? Dla mnie zarówno trudnym byłoby się z nią widzieć, jak i przesłać jej list...
— Posłuchaj mnie pan. — Ja sobie poprzysięgłam pracować dla szczęścia Helenki i uczynię wszystko, co będzie zależeć ode mnie, przy pomocy mej matki, która zna moją przyjaciółkę i żałuje ją z całego serca... Ja uważam za nieodzowne, ażebyś pan widział się z Helenką i pokrzepił jej stan moralny... Cierpienie pożera ją i zabija! Ja chcę, ażeby żyła... Ja chcę, ażeby się pan z nią widział, i jak sądzę, znalazłam na to sposób...
— O! mów pani, mów! — wyrzekł żywo Lucjan.
— Od dziś pan Soly rozpocznie układanie planów dla pałacyku, który mój ojciec chce dla mnie zbudować.
— Od dzisiaj nie... — odparł rysownik. — Plany domu i rozkład wewnętrzny nie dają się obmyślić tak prędko, ale za kilka dni będą gotowe, i wtedy zaraz przedsięwziętą zostanie robota, bo pan Soly nie straci ani minuty, a jego przedsiębiorcy z całym pośpiechem zabiorą się do dzieła.
— Kto będzie prowadził roboty?
— Majster.
— Kto nimi będzie kierował?
— Urzędnik pana Soly.
— Nie pan?
— Nie, pani... Ja mam inne zajęcia...
— Wiem o tym wybornie, lecz pytam się celowo. Pan będzie rysował ozdoby, szczegóły dekoracyjne. Trzeba przecież dopilnować, ażeby wykonawca nie popsuł myśli pańskiej.
— Nie można jej popsuć. Wszystko zostanie obliczone ze ścisłością matematyczną, a rysunki, również jak plany, złożone będą kierownikowi robót.
Marta tupnęła nóżką z niecierpliwości.
— Więc wcale nie będziesz się pan przyglądał postępowi robót? — zawołała.