Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/231

Ta strona została skorygowana.

— To już dotyczy pana Soly, a nie mnie...
Młoda dziewczyna uczyniła gest zniechęcenia.
— Ha! ponieważ tak jest — szepnęła — nie mogę uczynić tego, co chciałam!...
— A czy mogę zapytać pani, do czego zmierzały pytania, które mi pani zadawała?
— Jakto, to pan nie zrozumiał?
— Nie, przyznaję szczerze...
— Ja wyobrażałam sobie, że będziesz pan bywał w willi codzień... że pan prawie zupełnie zamieszka u nas dla kierowania robotami... a gdyby pan był tutaj, to jabym znalazła sposób sprowadzenia tu Helenki...
— Helenki! — powtórzył młody rysownik. — Helenka u pani!
— A tak...
— I mógłbym się z nią widzieć... rozmawiać z nią?
— Oczywiście... ale to, co pan powiedział, czyni wszystko niemożebnym...
— O! to musi być wszystko możebne! — zawołał młodzieniec z uniesieniem.
— To pomyśl pan.
— Wszak pani pragnie, ażeby robota szła jak najprędzej?
— Tak.
— Chce pani, ażeby front pałacyku był bardzo zdobny.
— Tak.
— Ażeby były rzeźby?... sztukaterie?
— Tak.
— W takim razie niech pani oświadczy, że pani chce mieć ciągle przy sobie od samego początku robót, kierownika jak i rysownika, który będzie pod osobistym pani doglądem zaprowadzać żądane przez panią zmiany, tak, ażeby wszystko już mogło panią najzupełniej zadowolić.
— I czy to życzenie moje będzie spełnione?