Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/232

Ta strona została skorygowana.

— Czyż podobna byłoby odmówić pani w czymkolwiek? — rzekł Lucjan z uśmiechem. — Niech pani będzie pewna, iż pan Soly zechce czymprędzej zadość uczynić wymaganiom pani nie tylko, ażeby się pani przypodobać, ale również w jej własnym interesie. Poprosi tylko ojca pani, ażeby mu dał do rozporządzenia dwa pokoje, które będą służyły jako biuro dla kierownika robót i rysownika.
— To będzie zrobione.
— Ale czym dobrze zrozumiał, co pani mi powiedziała? — podchwycił Lucjan. — Czyż pani doprawdy sądzi, że uda się sprowadzić tutaj Helenkę?
— Z pewnością, przecież dlatego właśnie pragnę, ażebyś pan czasowo osiadł w willi...
— Czy pani znalazła sposób na osiągnięcie takiego rezultatu?
— Tak, i to bardzo prosty... Mama ze mną pojedzie do pani Tordier, a ponieważ jej córka jest moją przyjaciółką, a przy tym jest bardzo cierpiącą, poprosimy ją, ażeby powierzyła Helenkę na kilka dni dla dobra jej zdrowia...
Lucjan pokiwał głową.
— A ja sądzę, że się to pani nie powiedzie — wyszeptał głosem ponurym.
— Skądże pan tak przypuszcza?
— Niestety przecież znam moją ciotkę...
— I jesteś pan przekonany, że odmówi, chociaż pobyt w Petit-Bry dobrze oddziałałby na Helenkę?
— Właśnie dlatego odmówi...
— Otóż ja, panie Lucjanie, jeszcze nie rozpaczam, ponieważ mam wiarę ślepą w to stare i mądre przysłowie: „Czego kobieta chce, Bóg tego chce!“. Otóż ja jestem kobietą, a jednocześnie mam wiarę i mam wolę! Więc i pan miej nadzieję! Zobaczy się pan z Helenką, natura może ją uleczy, a ta otucha nowa zdoła jej uratować życie...