Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/237

Ta strona została skorygowana.

w willi naprędce pracowni, gdzie panowie przygotowalibyście plany i gdzie powoli osiadłby pan Lucjan, dla czuwania wraz ze mną nad wykonywaniem jego szkiców?
Budowniczy nie tylko w niczym się nie sprzeciwił, a nawet o sprzeciwieniu się nie pomyślał.
W istocie roboty owe na wielką skalę, dosyć trudne, zapewniały mu oczywiście stosowne, sowite wynagrodzenie.
— I owszem — odrzekł — w takim razie oddaję pani do rozporządzenia Lucjana, moją prawą rękę, i niech tylko otrzyma pokój na pracownię...
— Pan Lucjan sam sobie wybierze — odezwał się hrabia de Roncerny. — Chodzi tylko o to, jak pan Gobert zechce rozporządzać swym czasem.
Teraz odpowiedział Lucjan:
— Codzień przyjeżdżać będę pierwszym pociągiem, panie hrabio, a odjeżdżać będę wieczorem...
— To wielka będzie dla pana subiekcja.
— Inaczej nie mogę uczynić, mam matkę staruszkę i cierpiącą... Nie może się obejść beze mnie, a ja sam umarłbym z niepokoju, gdybym jej nie widział w ciągu dwudziestu czterech godzin... Nieco zmęczenia będzie tylko dla mnie... i nic więcej...
— Bardzo to panu chwalę, panie Lucjanie! — zawołała pani de Roncerny. — Ale powrót co wieczór do Paryża nie przeszkodzi panu w spożyciu z nami kolacji... Liczymy na to, że będziesz pan naszym stałym gościem i przykro byłoby nam, gdyby pan odmówił.
— O! nie odmówię, proszę pani — odparł młodzieniec. — Przyjmuję z radością i wdzięcznością zaszczyt, który mi raczyłaś uczynić!...
Marta, słysząc tę odpowiedź, zaledwie zdołała ukryć błyskawicę radości, jaka zapłonęła w jej oczach.
Myślała: