Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/247

Ta strona została skorygowana.

Marta, w uniesieniu przyjaźni, zapomniała o przezorności i ciągnęła dalej:
— Błagam panią, ażeby pani Helence nie narzucała innego męża, prócz tego, którego kocha, bo umrze.
— A któż pani mówi, że Helena nie zaślubi tego, o którym pani wspomina?... — spytała obłudnie Garbuska.
Marta uczuła głęboką radość, w miejsce zgrozy.
Przez chwilę pieściła się złudzeniem, ze Julia Tordier może być dostępną dla uczuć ludzkich, dla miłości macierzyńskiej, dla litości.
Pod wpływem też złudzenia, zawołała:
— Więc zaślubi swego kuzyna, Lucjana Gobert! Co za szczęście!
Garbuska wyprostowała się nagle.
— A! a! — odezwała się gniewnie — więc ta nieposłuszna, buntująca się córka, wzięła panią za powierniczkę swych szalonych myśli, śmiesznych nadziei! A! śpiewała pani idiotyczny romans o tych miłostkach, do których ojciec przez głupotę zachęcał!...
No, to dowiedz się pani, że Helena nie zaślubi Lucjana Gobert, że go nie zaślubi nigdy! nigdy! nigdy! Ten golec, ten wybrakowany artysta, nie istnieje dla mnie wcale!
To ja wydam córkę za mąż, a zaręczam pani, że ona musi przyjąć męża, którego ja wybiorę!
Marta nagle znalazła się wśród przerażającej rzeczywistości.
Wyciągnęła ku jędzy drżące ręce i wyjąkała głosem, zaledwie wyraźnym, tak dalece wzruszenie i przestrach ściskały jej gardło.
— O! nie... nie... pani... tego pani nie uczynisz! Nie zmusisz Helenki do poświęcenia dla swej miłości...
— A to dlaczego, jeśli łaska?
— Dla niej byłoby to śmiercią...
Te kilka słów wywarły na Garbusce szczególne wrażenie.