Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/254

Ta strona została skorygowana.

ścia. Twarz jej się zarumieniła, bo wszystka krew napłynęła do policzków, a łzy radości wytrysnęły z jej oczu.
— A! — wyjąkała głosem słodkim, wcale niepodobnym do jej głosu zwykłego. — Byłabym bez ciebie umarła. — I podała mu rękę.
Prosper ujął tę rękę kościstą i długą i uścisnął ją z doskonałą obłudą.
— Czy sądzi pani, — odparł tonem miodowym, udając wzruszenie, — czy sądzi pani, że ja mniej cierpiałem...
— Doprawdy, cierpiałeś także? — spytała Garbuska, mizdrząc się jak młode dziewczę.
— Czy wątpi pani?
— Chciałabym w to wierzyć.
— A! tak, cierpiałem okrutnie, ale jestem człowiekiem silnej woli, i głos honoru nie pozwolił mi słuchać głosu cierpienia. A jednak, widzi pani, skoro tylko pani napisała do mnie, natychmiast przyszedłem. Spodziewałem się, że ma mi pani oznajmić coś nowego.
— A co byś powiedział, Prosperze, mój Prosperze, gdybym znalazła sposób, którego szukaliśmy nadaremnie... Sposób pogodzenia wymagań naszej miłości z wymaganiami świata wciąż podejrzliwego i złośliwego? Sposób, który by pozwalał ci żyć przy mnie, bezustannie w stosunkach najbliższych, a przecież złe języki nie miałyby najmniejszej okazji do obmowy?
— Znalazła pani taki sposób? — zawołał Prosper, udając zdziwienie.
— Znalazłam!
— O! mów pani... Mów prędko!
— Tak... Tak... Będę mówiła; Prosperze mój, ale naprzód... chodź... siadaj przy mnie... Dowiesz się o wszystkim, i przekonasz się, że poświęcenie to wielkie, na jakim gotowa, ażeby ci dowieść miłości, i że do takiego poświęcenia żadna kobieta nie byłaby zdolną!