Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/26

Ta strona została skorygowana.

pisał dwa czy trzy razy i z tonu jego listów poznałem, że cały interes trzęsie się, jak liść na drzewie...
— To byłoby nieszczęściem dla ciebie...
— Nie przestrasza to mnie wcale... A ty, mój dzielny Józefie, jeszcze jesteś drugim pomocnikiem u rejenta?
Włosko wstrząsnął głową.
— Rejent mnie odprawił — odpowiedział tonem melancholijnym.
— A! do diabła!... Czyżeś dobrze nie pisał aktów?...
— Nie o to poszło...
— Więc cóż takiego?
— To cała historia?
— Jakiegoż to rodzaju? Czyżbyś robił słodkie oczy do twej pryncypałowej, rejentowej?
— Rejentowa ma lat sześćdziesiąt. Chodzi o co innego... o sprawę bardzo nieszczęśliwą dla mnie, która przeszkadza mi dostać miejsce w czyjejkolwiek kancelarii...
— Czy to co tak poważnego?...
— E! drobnostka... Uniesienie... chwila zapomnienia... Wiesz, że jestem graczem...
— Ja cię ganić nie mogę, bo sam nim także jestem.
— Przegrałem... trzeba było zapłacić, aby nie być wyrzuconym z mego klubu, gdzie nie mógłbym się już odegrać... Wziąłem więc pożyczkę z kasy... Bardzo małą pożyczkę... Byłbym napowrót włożył te pieniądze... w dniu kiedy bym tylko wygrał... Miałem pecha, że ta drobnostka została zauważoną, i pryncypał wygnał mnie bez litości...
— A, to obmierzły notariusz! No, ale miał do tego prawo... Cóż robisz teraz?...
— A! prawie nic.
— No, ale przecież zawsze coś zarabiasz, ażeby żyć?...
— Jakie to życie... Mogłeś przed chwilą przekonać się na własne oczy... Prowadzę rachunki na targu dla niektórych przekupniów... od godziny drugiej z rana do siódmej. Wracam do mej nory, usiłując trochę się przespać... Zja-