Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/261

Ta strona została skorygowana.

— Nie wątpię; lecz czy będzie miała spokój umysłu, połączony z rozrywkami życia towarzyskiego?
— Będzie miała rozrywki innego rodzaju...
— Dla wychodzącej z pensji po latach kilku — podchwyciła pani Gevignot — zaczyna się zawsze nowe życie, do jakiego trzeba się przyzwyczajać, a nie zawsze to łatwo... Helena ma wciąż na myśli bolesną stratę, jaką poniosła... Powrócić tak prędko do domu, skąd widziała niedawno wynoszoną trumnę ukochanego ojca, to będzie dla niej zwiększeniem zmartwienia.
— A ja myślę przeciwnie — odpowiedziała oschle Garbuska.
Przełożona pensji zrozumiała, iż wszelkie naleganie będzie daremne; jeszcze bardziej jednak żałowała Helenę.
— Ha, to wydam rozkazy, ażeby były poczynione przygotowania do odjazdu panny Tordier — rzekła — a tymczasem spiszę rachunek...
— Jak pani chce, ale sądzę, po namyśle, że lepiej będzie, aby Helena jeszcze nie wiedziała o moim przyjeździe... Najlepiej uprzedzić ją dopiero wtedy, gdy wszystko będzie gotowe... Uniknę w ten sposób zapytywań, próśb i scen... Wszystkim będzie z tym lepiej.
— Niech i tak będzie.
Pani Gevignot zadzwoniła.
Wbiegła jedna ze służących.
— Powiedz Joannie Bertinot, żeby do mnie przyszła — rozkazała.
Służąca wyszła.
Garbuska, usłyszawszy nazwisko Joanny Bertinot, zadrgała i zbladła.
To nazwisko, które ją uderzyło tak żywo owego dnia, kiedy była w sądzie u sędziego śledczego, sprawiło i teraz na niej takie samo wrażenie.
Ogarnął ją znów trudny do opisania niepokój.
A może się przesłyszała co do nazwiska.