Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/262

Ta strona została skorygowana.

Czekała z głębokim niepokojem nadejścia Joanny Bertinot.
Po chwili zapukano do drzwi.
— Proszę wejść — odezwała się przełożona.
Drzwi się otworzyły i ukazała się Joanna Bertinot.
Julia Tordier cała się wzdrygnęła.
Dziewczyna, którą teraz zobaczyła przed sobą w Boissy, była ta sama, którą widziała na korytarzu, prowadzącym do sędziów śledczych, pod strażą policji, ze związanymi rękoma, a która w godzinę później wychodziła już wolna.
Oczy jej wlepiły się w Joannę.
Spojrzenie biednego dziecka skrzyżowało się z wejrzeniem Julii Tordier; ale nie przypomniała sobie, gdzie już widziała tę kobietę, której bezkształtność tak podobna była do jej kalectwa.
A jednak mimo woli uczuła jakieś wzruszenie.

XXIII.

— Joanno — zapytała pani Gevignot nowoprzybyłą — gdzie jest w tej chwili panna Helena?
— W ogrodzie, proszę pani — odpowiedziała młoda dziewczyna.
— Dobrze, pójdziesz do jej pokoju i spakujesz do walizy jej bieliznę, ubranie, buciki, wreszcie wszystko, co do niej należy tutaj...
Joanna nie poruszyła się.
Stała przed przełożoną pensji, niema, z otwartymi ustami.
Twarz jej pobladła nagle, ogarnięta przerażeniem.
— Czyś mnie nie słyszała, czy nie zrozumiałaś? — spytała pani Gevignot.
— Tak, pani — wyszeptała młoda dziewczyna drżąca. — Ale... czy to panna Helena opuszcza pensję?