Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/265

Ta strona została skorygowana.

swoją winą, pobiegł do sędziego śledczego, ażeby wyjednać uwolnienie biednej Joanny.
— A! to się wszystko tłumaczy — podchwyciła Garbuska. — Żałuję szczerze dziewczęcia... A jednak ci Roncernowie nie chcieli jej dłużej trzymać u siebie. To mi się wydaje trochę podejrzane...
— To Joanna nie chciała do nich powrócić.
— A dlaczego?
— Przez uczucie delikatności... Wstrętem było dla niej żyć w domu, gdzie ją oskarżono o kradzież.
— Pojmuję... To dziewczę godne jest pożałowania i w zupełności zasługuje, ażeby się nim zajęto... Jak rodzice musieli cierpieć, skutkiem tego, co się jej przytrafiło?
— Joanna nie ma wcale rodziców...
— Sierota? — Tak, pani.
— Czy znała matkę swą?
— Nie, pani.
— A ojca?
— On umarł, kiedy jeszcze była dzieckiem.
Garbuska słuchała ze szczególną uwagą odpowiedzi pani Gevignot.
Czoło jej było zmarszczone, brwi ściągnięte.
Rzec możnaby, że jakaś wielka praca odbywała się w jej mózgu.
— Czyżby to dziecko było podrzutkiem? — spytała nagle.
— Nie.
— Czy urodziła się we Francji?
— Nie, za granicą, ale z ojca Francuza.
Zmarszczka na czole Julii Tordier jeszcze się bardziej pogłębiła.
— Za granicą... — powtórzyła.
— Tak, w Szwajcarii.