Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/271

Ta strona została skorygowana.

— Ale wrócę przynajmniej na pensję?
Garbuska dała zaledwie dostrzegalny znak pani Gevignot i odpowiedziała:
— Naturalnie, powrócisz! Prawdopodobnie interesa potrwają tylko kilka dni... Oto twój kapelusz i okrycie — dodała jędza, wskazując przedmioty, przyniesione przez służące. — Ubierz się prędko. Musimy się śpieszyć na pociąg...
— Tak odjechać mam! — wyrzekła lękliwie Helena. — Ależ muszę jeszcze zabrać różne potrzebne rzeczy z mego pokoju.
— To zupełnie niepotrzebne. Mamy tylko kwadrans czasu. Pożegnaj się prędko z panią Gevignot i chodźmy.
— Widzisz, moje dziecko, że mama się śpieszy bardzo — poparła przełożona, zmuszona kłamać przed nią, chociaż jej się ściskało serce. — Ale bądź spokojna. Zobaczymy się niedługo.
— Ale Joanna... chciałabym — zaczęła Helena, a łkania tłumiły jej głos.
Garbuska przerwała jej niecierpliwie:
— Dosyć tej gadaniny! — krzyknęła ostro. — Bierz okrycie, kapelusz, prędko!
Helena zrozumiała, że trzeba być posłuszną, ażeby nie wywołać przykrej sceny.
Powściągnęła się.
Pani Gevignot przytuliła ją do siebie i szepnęła do ucha:
— Do widzenia moje dziecko, moje biedne dziecko.
Młoda dziewczyna nie mogła powściągnąć łez.
Ucałowała przełożoną i pośpiesznie wyszła z pokoju.
— Bądź pani, łaskawa rzeczy wysłać mi dziś wieczorem do Paryża — wyrzekła Garbuska — a kiedy przyjedziemy do Paryża, wytłumaczę córce wszystko.
Po czym dognała Helenę płaczącą.