Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/277

Ta strona została skorygowana.

napisał listy, a do adresowanego do mera włożył trzy franki znaczkami.
Zakopertował, podał listy Julii Tordier, mówiąc:
— Oto są, kochana pani, a ja zawsze na usługi pani...
— Dziękuję! — odparła Garbuska, ściskając mu rękę — pan przynajmniej dotrzymuje obietnic.
— Ponieważ jestem człowiekiem uczciwym!... perłą uczciwości! — odrzekł Włosko z uśmiechem.
Julia skrzywiła się mimo woli i wyszła, zabierając listy. które miała oddać na pocztę.
— Ho! ho! ho! — pomyślał dawny dependent, patrząc za odchodzącą. — To mi się wydaje bardzo podejrzane. Kochana pani musi mieć na sumieniu jeszcze inną brzydką sprawkę, prócz zgładzenia doktora Reyniera... Ja to wyświetlę, a jeżeli mnie przeczucie nie myli, to się i z tego obłowię!
Julia Tordier udała się z powrotem na ulicę Anbry.
Po wyjściu matki, Helena, gdy się znalazła sama, odetchnęła swobodniej.
Ale ta ulga, zwłaszcza że się nią łudziła, mogła być tylko chwilową.
Czuła, że się przeciw niej coś knuje ohydnego.
Instynkt mówił jej, że ma w nią uderzyć cios, jeszcze straszniejszy od poprzednich.
Julia, wróciwszy, zastała ją nieruchomą, jakby bezwładną, na tym samym miejscu, na którym ją zostawiła.
— Mogłaś była sprzątnąć ze stołu! — odezwała się do niej brutalnie. — Jesteś do niczego...
Dziewczę wstało i usiłowało matce dopomóc w gospodarstwie.
— Mamy kogoś na obiedzie — rzekła Julia Tordier. — Ale nie potrzebujesz się stroić... Tak ci dobrze... Gościa naszego już znasz... To przyjaciel domu... Z nim nie ma ceremonii... Zresztą jeszcze rzeczy twoje z pensji nie nadeszły...