Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/278

Ta strona została skorygowana.
XXVI.

Helena, usłyszawszy te słowa matki, żywo podniosła głowę.
— Moje rzeczy!... Jakie rzeczy? — zawołała, a niepokój ogarnął ją wielki.
— Rzeczy z pensji — odparła Garbuska.
Helena odgadła wszystko i zbladła straszliwie.
— Więc ja już nie powrócę do Boissy-Saint-Leger? — wyjąkała.
— Naturalnie! Jeżeli ci tego, tam na na miejscu, nie powiedziałam, to jedynie dlatego, że chciałam uniknąć twoich grymasów, łez śmiesznych, słowem całej komedii! Ale teraz wbij to sobie w głowę, że już opuściłaś pensję na zawsze... Nie jesteś już małą dziewczynką... Masz lat siedemnaście... Czas już pomyśleć o twej przyszłości... Ojciec twój umarł... Jesteśmy same... A w takiej samotności życie bardzo smutne... Trzeba mieć przy sobie kogoś, co by nam był opiekunem i panem. Takim człowiekiem może być tylko mąż... Ja za mąż nie wyjdę, ponieważ nie jestem dość młodą... Co innego ty...
— Ja... — powtórzyło dziewczę przerażone.
— Naturalnie.
— Chcesz mnie wydać za mąż?
— Za trzy tygodnie to już będzie skończone.
Zdarzają się chwile, zresztą bardzo krótkotrwałe, kiedy energia wstępuje nawet w słabych, odwaga i rozpacz w najtchórzliwszych.
Chwila ta nastąpiła dla Heleny, która powstała drżąca.
— Nie! — wykrzyknęła — nie! Po stokroć nie!... Ja za mąż nie wyjdę, ja za mąż nie wyjdę nigdy, chyba, że dasz mi, matko, za męża tego, którego ojciec mój wybrał, tego, do którego serce moje i dusza należą i należeć będą zawsze...
To oświadczenie, zamiast rozzłościć Garbuskę, przejęło ją bezgraniczną radością.