Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/283

Ta strona została skorygowana.

I umilkła, rzucając na komiwojażera spojrzenie, pełne nienawiści i wzgardy.

XXVII.

— Nie wszystko przedstawia się w kolorach różowych w tym interesie — rzekł Prosper do Julii Tordier, kiedy drzwi się zamknęły za Heleną. — Niech diabli porwą tego Lucjana! Córka pani gotowa zrobić skandal w merostwie...
— Co za skandal? — zapytała garbuska. — A to jakim sposobem?
— Może po prostu powiedzieć nie! kiedy ją zapyta mer czy chce mnie pojąć za męża.
— E, tego skandalu nie zrobi — odpowiedziała Julia — trzymamy ją za jej własne słowa...
— Jakto?
— Powiedziała, że nie ustąpi, dopóki Lucjan żyć będzie...
— No! przecież on żyje?
— Ale sam odpowiedziałeś przed chwilą: On może umrzeć! Rozumiesz!
Prosper przerażony zbladł i zapytał:
— Zbrodnia? — wyjąkał. — Myśli już pani o zbrodni.
Julia wzruszyła ramionami.
— E! któż tu mówi o zbrodni!... — odrzekła tonem drwiącym. — Czyż zapominasz o wypadkach!
— A pani liczy na wypadek...
— Liczę...
Julia Tordier dodała głosem ponurym i cichym:
— Tak liczę na to... Jak liczę na twoją miłość!
Prosper drgnął od stóp do głowy.
Tak, niezawodnie, Garbuska przejmowała go przestrachem.
Podchwyciła:
— Pozwólmy jej płakać... To przeminie...