Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/284

Ta strona została skorygowana.

Po czym zmieniając ton i przez zaciśnięte zęby, dodała:
— A! Lucjan zechce popsuć nasze projekty!... Tym gorzej dla niego, to mu szczęścia nie przyniesie!
Tak mówiąc, Julia Tordier zarzucała futro na ramiona i kładła swój kapelusz.
— Wychodzi pani? — zapytał ją komiwojażer.
— Tak.
— Czy mam na panią czekać?
— Nie, bo moja nieobecność może dłużej potrwać, co może byłoby za przykre dla ciebie, mój biedny Prosperze... Przyjdź na obiad... Jemy obiad o siódmej, wyjdziesz ze mną.
Oboje opuścili mieszkanie, a Garbuska zamknęła drzwi na podwójny spust.
Na środku ulicy rozstała się z komiwojażerem.

∗             ∗

Przyjaciel dawnego dependenta nie cieszył się zupełnym spokojem myśli.
Zaczął się lękać, czy się nie wdał w sprawę najeżoną przeszkodami, prawie niepokonalnymi.
— Gdybym miał choć połowę tego, co mi ta wariatka przyobiecała — mówił do siebie — kpiłbym sobie z tego małżeństwa... Ale tymczasem jestem goły, tylko mam nadzieję, co znaczy bardzo niewiele! Lepszy wróbel w garści, niż kanarek na dachu... Przysłowie mówi słusznie i trzeba bardzo przyśpieszyć sprzedaż tych posiadłości, które Garbuska daje mi jako podarek ślubny.
Zobaczę się z Włoskiem dziś wieczorem i poradzę się we wszystkim.
I Prosper oddalił się w kierunku wprost przeciwnym, niż w jakim szła Garbuska.
Ta z brwiami zmarszczonymi, z oczyma pełnymi błyskawic, szła krokiem szybkim na ulicę Verrerie.