Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/294

Ta strona została skorygowana.

— To pozwolenie jest konieczne, chyba że dyrektor sam panu pozwoli.
Poszli do dyrektora, który ze względu na przyzwoitą powierzchowność Włoska, przyjął go uprzejmie.
— Ma pan tutaj — zaczął były dependent — pewnego więźnia nazwiskiem Piotra Andrzeja Bertinot, skazanego na lat dwadzieścia więzienia.
— Bertinot... a tak — odpowiedział dyrektor — dawny lokaj... kradzież z włamaniem w domu mieszkalnym..?
— Tak... to tem.. Otóż poprosiłbym pana o pozwolenie widzenia się z nim.
— Czy pan jest jego krewnym?
— Nie, panie.
— Więc z jakiego tytułu? Przebacz mi pan tę śmiałość, ale to mój obowiązek.
— Pojmuję to wybornie... Otóż chciałbym się zobaczyć z więźniem Bertinot, ażeby otrzymać od niego pewne szczegóły, potrzebne w interesie jego córki Joanny Julii Bertinot...
— O cóż to chodzi?
— Chodzi o spadek dosyć duży, do którego Joanna Bertinot miałaby prawo, ażeby jednak zyskać w tym względzie pewność, tylko od ojca można by zasięgnąć szczegółów, zwłaszcza co do urodzenia jego córki.
— To historia dramatyczna...
— Pan dyrektor ją zna?
— Tak... Bertinot mi ją opowiadał i uważam ją za prawdziwą. Pozwolenie na widzenie się z nim dam panu, jestem rad z tego, bo więzień, pomimo ciężkiego przestępstwa dawnego, jest wcale niezłym człowiekiem... Odkąd tu się znajduje, ani razu nie dał sposobności do żalenia się na niego... Niezmordowanie pracowity, gdy wyjdzie kiedyś z więzienia, będzie miał małą sumkę, która pozwoli mu wyrobić sobie miejsce, w czym mu chętnie dopomogę. Wobec nawet tego sprawowania wybornego, czynię mu