Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/296

Ta strona została skorygowana.

niowi i postąpił krok ku niemu.
— Obecność moja dziwi pana, bo, widzę, stara się pan odgadnąć, kto jestem i czego chcę... Daremnie by się pan silił odgadnąć... Pan mnie nie zna... Nie słyszał pan o mnie i ja też pana widzę dziś po raz pierwszy.
— A więc?... — wyjąkał Bertinot głosem lękliwym.
Przyjaciel Prospera Rivet podchwycił.
— Więc zadowolę pańską naturalną ciekawość... cel mojej wizyty jest bardzo prosty, przybywam z Paryża.
— Z Paryża! — podchwycił więzień, drgnąwszy.
— Tak, i chcę z panem pomówić o córce...
Bertinot, słysząc to, zachwiał się. Twarz jego stała się ponsową i rozpromieniła się radością.
Widocznie doznał gwałtownego wzruszenia.
— O córce mojej... o córce! — wyszeptał. — Pan zna moją córkę?... Mówił pan z nią?
— Wiem tylko, że istnieje — odparł Włosko. — Ale przyjechałem tu z jej powodu.
— Mój Boże! Czyżby się jej wydarzyło jakie nieszczęście?
— Co do tego, mogę panu zaręczyć, że przeciwnie.
— Czy jest wolną?
Włosko, zupełnie nieświadomy wszystkiego, co dotyczyło Joanny Julii Bertinot, był wielce zakłopotany pytaniem więźnia. Na chybił trafił odpowiedział.
— Zupełnie wolna.
Bertinot jak gdyby doznał niezmiernej ulgi, westchnął dwa razy pełną piersią.
— Siadaj pan... — ciągnął dalej Józef Włosko. — Mamy z sobą do pomówienia... Mam panu zadać kilka pytań.
Dwie grube łzy wymknęły się z oczu biednego więźnia i zwilżyły policzki.
— Miałem nadzieję że pan znasz Joannę, przynaj-