Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/301

Ta strona została skorygowana.

Ta przyszłość mnie przerażała, a było przecież z czego.
Co się z nami obojgiem stanie, bez środków do utrzymania.
Po za służbę lokaja, nie umiałem nic robić, a jakim sposobem znajdę nowe miejsce, kiedy ludzie w okolicy wiedzieć będą, dlaczego mnie odprawiono.
Tymczasem dnie biegły za dniami.
Już dwa miesiące brakowało tylko do chwili krytycznej dla Julii.
Wtedy powiedziała mi:
Ja muszę natychmiast opuścić zamek z własnej woli, ażeby nie być ze wstydem wypędzoną. Tobie nic nie przeszkadza pozostać.
Powtarzam panu, ta nędzna istota, owładnęła mną tak zupełnie! Tysiąckroć bardziej, niż mogłaby to uczynić dziewczyna dobra i ładna. Rzec można by, że dała mi się napić jakiegoś szatańskiego lubczyku.
Na myśl, że mam się z nią rozstać, straciłem resztę rozsądku.
Chciałem jej wyłuszczyć powody, dla których opuszczę zamek, z nią równocześnie, ale przerwała mi słowa i ciągnęła dalej:
— Pojadę do Szwajcarii, do Grand-Sacconex. Tam odbędę słabość, a kiedy przyjdę do siebie... wyjadę do Ameryki.
Od pewnego czasu jak gdyby ją prześladowała ta myśl wyjazdu do Ameryki. Powtarzała często, że tylko w tym dalekim kraju można się dorobić majątku.
Wtedy ja zawołałem:
— Jakto, ja miałbym sam pozostać, wołałbym umrzeć!... To niepodobna.
— Przeciwnie, co innego jest niepodobieństwem! — odparła. — Nie mamy nic a nic oszczędności. Nie posiadamy nic!... Jakże moglibyśmy jechać razem?... Za trzy dni zabrakłoby nam chleba... O! gdybyśmy mieli pieniądze...