Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/306

Ta strona została skorygowana.

W tejże chwili dało się słyszeć kwilenie.
Dziecko się rodziło... dziecko... moje dziecko....
To kwilenie zelektryzowało Julię, która wydawała się już umarłą.
Miała siłę podnieść się i wzięła małą istotkę, spojrzała na nią i wydała okrzyk zgrozy i obrzydzenia.
Dziecko było dziewczynką, dziewczynką garbatą, tak, jak matka!
— Zabierz tego potwora! — zawołała do mnie Julia. — Zabierz go, niechaj go nie widzę nigdy! Zabij go!
Włosy powstały mi na głowie.
Te wyrazy ohydne zmroziły mnie... Zacząłem drżeć na całym ciele.
— Zabij tego potwora!... — ciągnęła dalej matka wyrodna. — Widok jej przyprawia mnie o śmierć. Jezioro o dwa kroki... Wrzuć je do jeziora!... Nikt, prócz siostry, nie wie o moim stanie... Ona zachowa tajemnicę... Zresztą, powiemy jej, że dziecko przyszło na świat nieżywe... Idźże! Śpiesz się!... Jeżeli się wahasz, to ja, choćbym miała umrzeć, pójdę sama!
W owej chwili byłem szalony, zupełnie szalony...
Wziąłem dziecko, owinąwszy je w kołdrę i wybiegłem z domu...
— O! — wyszeptał Włosko przerażony, chociaż się nie przerażał nigdy.
Bertinot ciągnął dalej:
— Biegłem wprost przed siebie, skąpany potem, pomimo lodowatego wiatru, chłoszczącego mi twarz.
Dziecko jęczało, wydawało słabe okrzyki.
Byłbym chciał je zmusić do milczenia, dusząc je, ale brakło mi serca na myśl o zaciśnięciu palcami szyi tej wątłej istoty, i biegem dalej jak szaleniec, bez celu, nie wiedząc dokąd idę, i biegłem.... biegłem...
Jak długo to trwało, nie wiem?
Nagle zatrzymałem się raptownie...