Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/307

Ta strona została skorygowana.

Przede mną stała jakaś kobieta, zagradzająca mi drogę.
— Piotrze, dokąd idziesz? — zapytała mnie ta kobieta.
Ja drgnąłem całym ciałem.
Poznałem głos.
Znajdowałem się wobec siostry, która, wróciwszy z Genewy, wysiadła z pociągu na stacji Genthad.
Nic nie odpowiedziałem... byłem nieprzytomny...
Zdawało mi się, że ziemia usuwa mi się z pod nóg...
Dziecko znów zaczęło jęczyć.
Siostra krzyknęła i wyrwała mi z rąk kołdrę, wraz z lekkim ciężarem, który zawierała.
Zrozumiała wszystko i trzęsła się ze zgrozy.
— A! nieszczęśliwy! nieszczęśliwy! — wyrzekła do mnie. — Cóżeś ty chciał uczynić? Chodź ze mną.
Tak mówiąc, szybko podążyła do wsi.
Szedłem za nią, nie mówiąc ani słowa... nie miałem nawet mocy myśleć.
Przyszedłszy do domu, zostaliśmy otwarte na roścież drzwi, które zamknąłem, wychodząc.
Śnieg kłębami wpadał do izby.
Serce mi się ścisnęło.
Miałem przeczucie czegoś niespodziewanego i strasznego.
Siostra przeszła pierwszą izbę i przestąpiła próg drugiej, gdzie zostawiłem Julię...
Ja wszedłem za nią.
Ogier palił się na kominku, rzucając żywe blaski... zwróciłem oczy ku łóżku.
Łóżko było puste jak i pokój...
Julia opuściła dom.
Myślałem na razie, że, w przystępie gorączki, rzuciła się do jeziora, ryczącego pod oknem.