Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/308

Ta strona została skorygowana.

Ale ta myśl trwała tak krótko, jak błyskawica, suknie Julii znikły z nią również.
Ona nie kochała mnie nigdy... Skorzystała też z mojej nieobecności, ażeby się mnie pozbyć, ażeby uciec, zabrawszy pieniądze skradzione.
Cała ohyda zbrodni, popełnionej za jej podpuszczeniem, i tej drugiej jeszcze wstrętniejszej, której o mało co nie spełniłem, ukazała się nagle przed oczyma.
Zbliżyłem się drżący do siostry, która usiadła przed kominkiem, pielęgnując dziecko.
Dziewczynka już mi się nie wydawała ani brzydką, ani bezkształtną i pomyślałem, że byłem ostatnim z nędzników i wybuchłem płaczem...
Na odgłos mych szlochów, siostra podniosła głowę i spojrzała na mnie przeciągle z politowaniem.
— Piotrze — wyrzekła do mnie następnie głosem poważnym — nie chcę wcale wiedzieć, co się stało... Wypadki tej nocy nie będą dla mnie istniały... Ale potrzeba temu dziecku dać nazwisko...
Ja odpowiedziałem:
— Będzie je miało.
I nazajutrz wobec siostry i dwóch świadków zapisałem do akt stanu cywilnego imiona Joanny Julii, córka Piotra Andrzeja Bertinot i Julii Dyonizy Derasme.
Niepotrzebnie wymieniłem matkę.
Siostra dała mi do zrozumienia ruchem ręki, ale było już za późno... nie mogłem cofnąć oznajmionego zeznania.
Siostra, wyszedłszy z merostwa, rzekła do mnie:
— Dopóki żyć będę, uczynię wszystko, ażeby dziecko nie dowiedziało się o nazwisku nikczemnej matki... Biorę dziecko na siebie... wychowywać je będę i kochać jak własne... Teraz ty idź... i wracaj do służby u hrabiego de Bruille...
Poszedłem, ale niestety nie mogłem powróć do zamku Gex.