Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/318

Ta strona została skorygowana.

— Tak, ja.
— Czy panna tu wraca znowu!
— Nie... Nie bój się o swe miejsce... Chciałabym się widzieć z panną Roncerny.
— Panienka jest w wielkim pokoju przy jadalni, który przerobiono na pracownię dla rysownika.
— Jakiego rysownika?
— A od tego budowniczego pana hrabiego... Pracuje po całych dniach pod kierunkiem panny Marty, nad projektem budowli w parku.
Joanna nie słuchała dłużej.
Poszła wprost do wskazanego pokóju.
Otworzyła drzwi i znalazła się wobec Marty i młodzieńca, którego nie znała wcale.
Był to Lucjan Gobert.
Marta, zobaczywszy młodą garbuskę, krzyknęła z radości i pobiegła na jej spotkanie.
— Joasiu! kochana Joasiu! Jakże się cieszę, że cię widzę! — rzekła żywo, ujmując ją za ręce. — Przynosisz mi wiadomości od Helenki?
Helenki!....
Na to imię Lucjan drgnął całym ciałem i wyprostował się, jak gdyby go przebiegł prąd elektryczny.
Joanna Bertinot, zanim odpowiedziała, spojrzała na młodzieńca.
Marta zrozumiała to spojrzenie.
— O! możesz mówić, Joanno! — zawołała. — Pan również jak ja pragnie usłyszeć wiadomości o naszej przyjaciółce, ponieważ ją ubóstwia i jest przez nią kochany...
— A to pan jest kuzynem panny Heleny? Pan Lucjan Gobert? — wyjąkała Joanna?
— To on... — odrzekła Marta.
— O, Boże! bądź błogosławiony — podchwyciło młode dziewczę — że zastaję państwa razem... Właśnie przychodzę wyłącznie dla pana Gobert...