Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/335

Ta strona została skorygowana.

— Czy widziałeś Garbuskę? — zapytał piękny komiwojażer, zamknąwszy drzwi.
— Nie. Przyjechałem dopiero w nocy.
— To nie wiesz o niczym?
— O niczym od pięciu dni.
— No, mój stary, kolego, miałeś rację, żeś już zrobił dla siebie interes ale mój wcale nie jest zrobiony.
— Siadaj i wytłomacz się.
— Helena Tordier jest w Paryżu.
— O tym wiem.
— Byłem jej przedstawiony.
— Jako przyszły mąż, i to wiem.
— A wiesz, jak moja biedna stara i ja zostaliśmy przyjęci przez miłą jej córeczkę?
— Jak pies w kręglach, naturalnie! To było przewidziane z góry... Ale to dzieciństwo!
— Ty to nazywasz dzieciństwem!
— Bez najmniejszej doniosłości... Najzupełniej.
— Mała nie ustąpi.
— Cóż znowu!
— Powiadam ci, że nie ustąpi!... Uparta jak muł... Wiesz, o czym ja myślę?...
— Nie...
— O wyrzeczeniu się małżeństwa, o tym, aby mi Julia zrobiła hojny zapis... za który ja odwzajemnię się, jak będę mógł...
— To byłoby opłakane nieszczęście! — żywo odpowiedział Włosko. — Garbuska odgadłaby, że grałeś komedię, mówiąc o twoich względach na opinię publiczną. Dalej pwiedziałaby sobie, że twoja miłość musi być również taką blagą, jak twa drażliwość i zaczęłaby ci nie dowierzać.
— Mnie nie chodzi o jej zaufanie, mnie chodzi o jej dochody! — wykrzyknął Prosper cynicznie.
Były dependent wzruszył ramionami.