Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/356

Ta strona została skorygowana.

Poddawała się woli matki zupełnie i biernie.
Garbuska przede wszystkim schowała w miejscu pewnym papiery, które przyniosła z ulicy Versoix, po czym siadła do stołu.
Tego dnia Garbuska wydawała się mniej zgorzkniałą niż zwykle.
Dwa czy trzy razy odezwała się do córki tonem jeżeli nie serdecznym, to przynajmniej nie gburowatym.
— Zanadto wiele siedzisz w domu — odezwała się — to niedobrze dla zdrowia... Blada jesteś i nic nie jesz... Dlaczego trochę nie wyjdziesz?
Helena spojrzała na matkę ze zdziwieniem, tak dalece dziwnym i nieprawdopodobnym wydało jej się to pytanie.
Garbuska powtórzyła:
— I dlaczegóż trochę nie wychodzisz na miasto? No, czegóż na mnie tak patrzysz jak na raroga?
— Więc pozwalasz mi wychodzić? — spytała lękliwie młoda dziewczyna.
— Ależ bezwątpienia. Czyż tu trzymam cię jak więźnia?
— A dokąd pójdę?
— No... na ulicę... na skwer... byle gdzie, aby tylko użyć powietrza i ruchu... co zalecają wszyscy doktorzy... Nie trzeba żyć tak, jak pustelnica... kiedy zostaniesz mężatką, przecież musisz prowadzić inne życie... musisz dbać o swe gospodarstwo.
Helena, usłyszawszy te wyrazy: kiedy zostaniesz mężatką. spuściła głowę i znów bardziej pobladła, lecz milczała.
Garbuska ciągnęła dalej:
— Drzwi tu przecież nie są zamknięte, jak w klasztorze... Zresztą, jeżeli, wychodząc, zamykałam je przez roztargnienie, to zawsze wisi drugi klucz w przedpokoju.
Młoda dziewczyna nie odpowiedziała.
Julia Tordier z niecierpliwością krzyknęła: