Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/362

Ta strona została skorygowana.

— I może popsułoby projekty pana Lucjana — dodała Joanna. — Czy panienka jest bardzo strzeżona?
— Nie, już nie jestem... co mnie nawet dziwi bardzo... Matka wprzód mnie zamykała, a teraz mam już klucz od mieszkania...
— Ma panienka klucz!.. — powtórzyła Joanna, również zdziwiona.
— Tak... Nawet matka zachęcała mnie do wyjścia... do odetchnięcia powietrzem... To ja chodzę po zakup jedzenia na obiad.
— To przynajmniej pozwoli nam się z łatwością porozumiewać... Dziś wieczorem będę wiedziała, czy panu Lucjanowi uda się to, co przedsięwziąć zamierzył... W każdym razie powie mi, czego się spodziewa i odda mi list do panienki...
— Czy jesteś tego pewna?
— Powtarzam jego własne słowa.
— O! — wyrzekła Helena rozgorączkowana. — Chciałabym już pochłonąć ten list...
— Cierpliwości... Cierpliwości...
— Postaram się o nią, ale co zrobisz, ażeby mi list doręczyć natychmiast?
Joanna namyślała się przez kilka sekund.
— Czy mogłaby panienka — spytała następnie — stać wieczorem przy oknie, przy którym cię spostrzegłam?
— Spodziewam się...
— Otóż... rozstańmy się teraz i panienka wróci do domu.
— Już?
— Trzeba, ażeby matka, wróciwszy do domu, zastała panienkę... ażeby matka nie podejrzewała naszej schadzki i żebyśmy miały możność porozumiewania się potajemnie... Wróci więc panienka tak, jak ja... Stanie panienka przy oknie, ja również przy swoim. Stamtąd będę mogła przerzucić do twego mieszkania kłębek nici, którego ko-