Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/364

Ta strona została skorygowana.

— Tak, pani — wyszeptała smutnie Joanna.
Garbuska. wzruszyła ramionami drwiąco.
— O!, można czego jej żałować — podchwyciła. — Przyszły jej mąż to śliczny mężczyzna!
— A jeżeli panna Helena go nie kocha?
— Cóż to szkodzi... Nie potrzeba miłości w małżeństwie, które jest rzeczą poważną.
Joanna miała na ustach prośbę, błaganie.
Lecz mówić, czyż nie byłoby to obudzić nieufności w Julii Tordier.
Milczała więc.
Garbuska ciągnęła dalej:
— No, pogawędźcie, skoro macie trochę czasu do rozmowy... Ja idę za interesami. O czwartej będę w domu.
I ten potwór minął młodą dziewczynę, nie drgnąwszy nawet na widok że razem się znajduje dziecko, męczone przez nią, i dziecko, które chciała zgładzić ze świata w chwili urodzenia.
Oddalając się, mówiła do siebie:
— Teraz, kiedy może wychodzić, z pewnością spróbuje pisać do Lucjana i wyznaczy mu schadzkę... Otóż od schadzki... to bardzo blisko do porwania... O! wtedy będziemy go trzymali... Wszystko idzie dobrze!
I udała się w dalszą drogę.

XLIII.

Joanna patrzyła za oddalającą się Garbuską.
— Ta kobieta jest istotą bez serca i bez duszy — pomyślała. — Jak ona dręczy biedną Helenę.
— Chodźmy prędko — rzekła ta ostatnia — matka może wrócić przed godziną oznaczoną... Przez chwilę kropli krwi nie czułam w żyłach... Gdyby ona nas była słyszała...
— O to nie ma się co lękać — odparła Joanna — szła