Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/384

Ta strona została skorygowana.

— Tak.
— Daj mi pan swój list.
— Czy pani pewna, że będzie go pani mogła jej oddać?
— Najzupełniej.
— Dziś wieczorem?
— Ona będzie czekać.
— Gdzie? — zapytał żywo Lucjan, przypuszczając, że Helena towarzyszy może Joannie i tylko się nie pokazuje.
— U siebie — odpowiedziała córka Bertinota.
— Czy pani z nią dzisiaj mówiła?
— Tak... w tym samym nawet miejscu, gdzie jesteśmy...
— O, gdybym był wiedział! — zawołał młodzieniec z akcentem żalu.
— Na szczęście, że pan nie wiedział, bo byłby pan przyszedł, Julia Tordier byłaby tu pana zastała, jak właśnie mnie naszła na rozmowie z Heleną.
— Cóż powiedziała?
— Wydało jej się to naturalne, ponieważ nie mogła przypuścić porozumienia, gdyż nie wie, że ja pana znam...
— Czy Helenka mówiła pani o mnie?
— Jakże pan może o to pytać? O niczym innym nie mówi! O panu tylko myśli, wie pan dobrze! Cierpi i od pana oczekuje wybawienia z tej męczarni.
— Ja właśnie wskazuję jej w liście sposób... jeżeli się nie zawaha... jeżeli będzie miała tyle śmiałości, ile zaufania do mnie, uniemożliwię na zawsze to ohydne małżeństwo, które chcą jej narzucić.
Joanna wzięła list.
— Ani śmiałości, ani zaufania nie zbraknie jej, jestem tego pewna! — odpowiedziała natychmiast.
— Jakże się pani z nią zobaczy? — zapytał Lucjan. — Czy pani pójdzie do niej?