Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/385

Ta strona została skorygowana.

Młoda służąca pokrótce opowiedziała rysownikowi, jak zamieszkała sama przy ulicy Anbry i jaki fortel wymyślała dla porozumienia się z Heleną i doręczenia jej listów.
— Jakaś ty dobra, panno Joanno! i jakaś zręczna! — wyszeptał młodzieniec z podziwem.
— Kocham bardzo pannę Helenę... Chcę, ażeby była szczęśliwą i to dodaje mi wyobraźni i odwagi...
— Więc Helena będzie miała list dzisiaj wieczorem?
— W chwili, kiedy z panem mówię, czeka ona z pewnością u swego okna niecierpliwie.
— Więc mógłbym ją zobaczyć.
— Bez wątpienia, ale mógłby kto pana zauważyć.
— Będę chodził koło domów... Będę się trzymał cienia...
— I owszem! Ale przynajmniej miej się pan na baczności... Wszak ma być odpowiedź na list, nieprawda?
— Tak...
— Skoro tylko panna Helena mi ją da, gdzie ja mogę panu doręczyć?
— Tutaj jutro, o tej samej godzinie, co dzisiaj.
— Licz pan na mnie, będę tutaj... a teraz rozstańmy się, nie trzeba, ażeby Helena czekała długo.

XLVII.

Joanna skinęła na pożegnanie i oddaliła się szybko.
Lucjan podążył za nią.
Wyszedłszy ze skweru, pamiętał o względach ostrożności i postępował w cieniu domów, nacisnąwszy na głowę kapelusz.
Znajdował się na rogu Ulicy Anbry w chwili, gdy Joanna wchodziła do hotelu, położonego naprzeciw domu Julii Tordier.