Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/387

Ta strona została skorygowana.

będzie mogła o godzinie dziewiątej otworzyć okno, przez które miała się porozumiewać z Joanną.
Zegar wskazywał dziesięć minut do dziewiątej.
Helena wstała.
Jakkolwiek sprawiła poruszeniem bardzo lekki szmer, Garbuska, którą szmer ten pomylił w jakimś wyliczeniu arytmetrycznym, podniosła głowę.
— Nie możesz siedzieć spokojnie? — zapytała. — Przeszkadzasz mi swoim łażeniem.
— Głowa mnie boli! — odpowiedziało dziewczę.
— To połóż się spać... Najlepsze to lekarstwo na migrenę.
— Spać mi się nie chce.
— To orzeźwij się powietrzem w oknie, ale daj mi spokój... Ja liczę i potrzebuję skupiać całą uwagę.
Helena doznała żywego uczucia radości.
Garbuska sama nastręczyła jej pozór, którego napróżno szukała.
— Tak, jak otworzę okno — rzekła — to mi będzie lepiej... Dobrej nocy, mamo.
— Dobrej nocy, a jutro rano wstań wcześniej... Pójdziesz po mleko... o dziesiątej mamy iść do szwaczki...
— Dobrze, mamo.
Dziewczę czymprędzej opuściło pokój i udało się do sali jadalnej.
Tu właśnie u krawędzi okna była przyczepiona przewodnia nić.
Otworzyła okno.
Naprzeciwko zobaczyła Joannę na wpół oświetloną przez latarnię gazową, która się paliła nad bramą hotelu.
Joanna, oczekując na ukazanie się Heleny, rzuciła okiem na ulicę, szukając Lucjana.