Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/39

Ta strona została skorygowana.
VII.

Te kilka zdań powyższych zamienione było między garbuską a Jerzym Troublet po środku magazynu, głosem dość wyraźnym, tak, że je słyszał i Prosper, którego pani Tordier nie zauważyła w kantorze fabrykanta.
Mimowolnie, patrząc na przerażająco bezkształtną swoją byłą pryncypałową, przypomniał sobie świeżą rozmowę z Józefem Włosko i poczuł głęboką odrazę.
— Czyż doprawdy panu Tordier grozi niebezpieczeństwo — odezwał się.
Garbuska, ujrzawszy nagle ukazującego się Prospera Riveta o którym myślała ciągle, doznała gwałtownego wzruszenia.
Usta jej, zawsze czerwone, zsiniały, a nogi ugięły się pod nią.
Cała krew z żył napłynęła jej do serca.
— A, pan Prosper!... pan!... — wyjąkała głosem drżącym, prawie nie wyraźnym i wyciągnęła długą i chudą rękę do młodzieńca, który ją ujął w swoje dłonie i uścisnął.
Przy tym uścisku podwoiło się wzruszenie Garbuski.
Prosper uczuł, jak drży ręka, którą ściskał.
— Ma jednak do mnie słabostkę — pomyślał.
Julia Tordier mówić nie mogła.
Wargi jej były suche, język sztywny, gardło ściśnięte.
Jednakże po upływie kilku sekund, zdołała zapanować nad swoim pomieszaniem i wyszeptała:
— Jesteś pan w Paryżu, od jak dawna?
— Od wczoraj.
— I nie byłeś pan u nas.
— Przyjechałem dopiero wieczorem.
— Bardzo byłoby nam miło widzieć pana u nas.
— Nie wątpię i gdybym wiedział, że pan Tordier jest