Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/390

Ta strona została skorygowana.

— Idzie wszystko dobrze!... idzie dobrze!...
Garbuska — jak wiedzą czytelnicy — domyśliła się tylko połowy prawdy.
Zapuściła rolety, po czym udała się do pokoju córki, Helena, drżąca jeszcze, zaczęła się zaledwie rozbierać.
Julia weszła do niej raptownie.
Biedne dziecko na jej widok ogarnął jeszcze większy przestrach.
— No, ty chcesz koniecznie zrujnować mnie! — zawołała Garbuska. — Czyż to potrzeba światła, ażeby się spać położyć? Powininabyś już być w łóżku!
— Pospieszę się, jak tylko będę mogła — odpowiedziała Helena — ale nie potrafię się rozbierać bez światła...
Zaledwie wyrzekła te słowa, gdy Garbuska wymierzyła jej policzek.
— Ja cię nauczę, jak mnie odpowiadać — rzekła.
I, zgasiwszy świecę, wyszła, pozostawiając Helenę w ciemnościach.
Ta nie rzekła nic.
Oburzenie wstrząsnęło jej ciałem, ale nie płakała wcale.
Tylko w sekundę później padła na kolana i modliła się, głowę ująwszy w dłonie.
Nieprawdopodobna i nieusprawiedliwiona brutalność Julii Tordier była jednak wynikiem wyrachowania.
Nikczemna istota, wróciwszy do swego pokoju, odezwała się do siebie:
Im więcej będę jej dokuczała, tym większej nabierze odrazy do domu, a tego właśnie trzeba!...
Joanna po za szybami okna, jak wiemy, przyglądała się z przeciwka.
Zobaczyła, jak Garbuska stanęła przy otwartym oknie, i zobaczyła, jak się wychyliła przez nie, ażeby przyjrzeć się ulicy.
Dreszcz przerażenia przebiegł jej po ciele.