Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/395

Ta strona została skorygowana.

bladego i zakrwawionego, z przedziurawioną skronią od kuli rewolweru.
Zmrożona trwogą, myślała:
— To ja go zabiłabym! Nie, nie mogę dopuścić do jego śmierci!
W ciągu całych godzin, biedne dziecko szlochało w przystępie prawdziwego przygnębienia.
Świeca w pokoju, wypaliwszy się zupełnie, zgasła.
Znalazła się pogrążona w najgłębszych ciemnościach, a myśli jej jeszcze bardziej sposępniały.
Nareszcie, poddając się znużeniu, zasnęła snem gorączkowym.
Obudziła się złamana, ściskając konwulsyjnie w ręce list Lucjana.
Zegar, na kominku stojący, wskazywał wpół do siódmej.
Helena wyskoczyła z łóżka, ubrała się szybko i, włożywszy list do koperty, schowała go do kieszeni sukni.
Wzbudzona była, zdenerwowana.
Bezustannie powtarzała sobie:
— Co robić?... co robić?...
Wtem Julia Tordier, po cichu, bez żadnego szmeru, otworzyła drzwi od pokoju.
— Mleko — rzekła do córki, patrząc na jej twarz zmienioną.
— Pójdę po nie — wyjąkała Helena.
— Już powinno tu być!... Spiesz się... Ja przygotuję kawę... a ty pójdziesz po sprawunki... Powiem, co masz kupić. Pan Prosper będzie u nas na śniadaniu... Ja, wracając od krawcowej, kupię resztę.
Helena, nic nie odpowiedziawszy, wzięła dzbanek do mleka, klucz od mieszkania i wyszła.
W pięć minut była z powrotem.
Garbuska dała jej wiele różnych rzeczy do kupienia w sklepach.