Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/398

Ta strona została skorygowana.

Helena pogrążona była w stan zupełnego przygnębienia, którego nie starała się wcale ukrywać, a zresztą choćby chciała, to by się jej nie powiodło.
— Wyjdziemy razem, mój zięciu — rzekła Julia Tordier, kiedy śniadanie prawie się już skończyło. — Najpierw zajmiemy się różnymi interesami, dla których obecność twoja jest niezbędna, później zamówimy razem ucztę weselną.
— Wyborna myśl! — zawołał Prosper. — Panna Helena pójdzie zapewne z nami.
Garbuska rzuciła komiwojażerowi gniewne spojrzenie.
— Po co? — odparła — Helena by nam tylko przeszkadzała. Zrobimy dobrze wszystko i bez niej... Zresztą chcę sprawić jej przyjemność... Ona lubi wieś... Obiad więc będzie na świeżym powietrzu za miastem... Wszak ci to sprawi przyjemność, Heleno?
— Dla mnie to rzecz obojętna... — wyjąkało dziewczę.
— Czemu masz minę owcy, którą prowadzą na zabicie? — odparła brutalnie Julia. — Więcej godna jesteś zazdrości niż politowania... Prosper dobrym jest chłopcem i zostawi ci spokój zupełny.
Po czym, zwracając się do komiwojażera, dodała:
— Cóż? — gdyby tak w Jouville-le-Pont...
— Wybornie... Pod „Czarną Krową” jeść dają bardzo dobrze...
— Zgoda za tym...
Wstano od stołu.
— Sprzątniesz wszystko... pochowasz — rzekła Garbuska — i jeżeli nie wrócimy o siódmej, zjesz obiad bez nas... prawdopodobnie wrócimy później.
— Dobrze, mamo!... — odezwała się Helena, głosem tak słabym, że zaledwie można było usłyszeć.
Julia Tordier spiesznie włożyła kapelusz, rękawiczki i wyszła razem z Prosperem.